#słownik WAWaca vol.1
#Od jakiegoś czasu spotykam się w mediach z zaskakującą liczbą odwołań do startupów. A to projekt rządowy, a to sektor publiczny wita się z prywatnym, a to spektakularny sukces i jeszcze bardziej spektakularna porażka, to ktoś ma startup już 20 lat, to znów ktoś dostał dofinansowanie na budowę zamków z piasku (tu nawet dosłownie). W każdym razie – nagle powiało wiatrem z za oceanu, zrobiło się światowo i można się pogubić, zwłaszcza, że świat startupów jest na tyle niewychowany,że nie raczył dostosować się do polskiej gramatyki i słowotwórstwa.
I o tym jest ten cykl. O dystansie do świata startupów. I o ich skomplikowanej rzeczywistości. Subiektywnie.Dla tych, którzy dobrze to znają i dla tych, którzy chcą zrozumieć.
Dzisiejsze słówka:
Pivot /piwot/
Można kojarzyć z WF-u. A jeśli nie, to można nie czytać ostatniej litery i też będzie przyjemnie. Paradoksalnie polskie tłumaczenie jest tu trafne. Jak dzieje się źle, to potrzebny jest pivot albo piwo i znowu jest dobrze. Ale jeśli praktyka ponownie negatywnie zweryfikuje niektóre aspekty naszego pomysłu, to musimy zrobić kolejny pivot – czyli modyfikację naszego startupu. I tak pivotować się można długo. Aż się człowiek zpivotuje na dobre. No sami przyznacie, że nie można tego nazwać po prostu zmianą planu.
Wantrepreneur /łantreprenełur/
Czasami tak bywa, że ludzie się spotykają i rozmawiają i można się zastanowić nad czym rozmawiają i co robią. A jeśli to się dzieje w Polsce, to nie trzeba się zastanawiać, bo wiadomo, że sobie po prostu chcą ponarzekać. Ale nie zamykajmy się w naszym ogródku. Załóżmy, że spotykają się dwie osoby, które chcą zrobić biznes. To teraz bardzo modne, żeby nie pracować dla kogoś, nie studiować, tylko biznes robić! No więc spotyka się takich dwoje i oni często są właśnie łantepreneułurami. Spotykają się, żeby się łantepreneułować. Inaczej mówiąc, to tacy w startupy wierzący niepraktykujący. Osoba, która poświęca czas na czytanie inspirujących artykułów na temat startupów, bez podejmowania działania w celu otworzenia własnej firmy. Chociaż chce. I mówi o tym. I może kiedyś to się uda. I nawet im kibicuję.
Start-up /startap/
No jakże mogłoby tego zabraknąć, skoro tego więcej teraz niż pokemonów. To taka niekoniecznie nowa firma. Niekoniecznie w branży technologicznej. Właściwie to nawet niekoniecznie firma. Ale koniecznie nowy sposób na skalowalny i rentowny biznes. I żeby nie było za łatwo: realizowany w warunkach wysokiej niepewności. Brzmi poważnie, a w wersji mini to po prostu przedsięwzięcie czy pomysł, których celem jest znalezienie rentownego, skalowalnego i powtarzalnego modelu biznesowego – czyli nie tylko zysk, ale chęć zrewolucjonizowania rynku swoim „najlepszym rozwiązaniem, jedynym i unikalnym, dla którego nie ma konkurencji. Za każdym razem, gdy to słyszę sięgam do kieszeni. A potem przypominam sobie, że startupy bywają też lekko przeszacowane.
Co dodalibyście do tych „definicji”? Macie własne odczucia do nomenklatury startupowej? Napiszcie w komentarzach 😉